W Tygodniu Miłosierdzia proponujemy „Dzienniczek”… aaa nie! „Dzienniczek” Siostry Faustyny oczywiście polecamy całym sercem, ale prawdopodobnie już go znacie. Dlatego dziś chcemy spojrzeć na początki kultu Bożego Miłosierdzia od drugiej strony konfesjonału. Przedstawiamy „Dziennik” Księdza Sopoćki.
Od razu trzeba powiedzieć: trudna to lektura. Ale ważna. W wersji z Wydawnictwa św. Jerzego w czytaniu pomaga życiorys otwierający dziennik oraz dość dokładne przypisy zamieszczone w końcowej części książki. Sam Sopoćko jednak da się lubić i z łatwością wciąga czytelnika w swoje niełatwe rozważania. Już pierwsze zdanie „O mój Boże, jakże ciężko!” pokazuje jak bliski nam to człowiek. Nie prowadził swoich zapisków regularnie.
Pierwszy zeszyt podchodzi z lat 1915-1920, a więc z pierwszych lat kapłaństwa. Do pisania wrócił po 17 latach, czyli w czasie, kiedy Faustyna nie mieszkała już w Wilnie. Zresztą nie pisze tylko o niej. Drugi zeszyt to próba pamiętnikarskiego opisania swojego dotychczasowego życia. Jest tam trochę o jego powołaniu, nauce, posłudze, podróżach i próbach rozwoju kultu Bożego Miłosierdzia. Tak naprawdę nie ma zbyt wiele o spotkaniach z siostrą Faustyną. To rozczarowujące, ale właściwie logiczne – większość z nich było obwarowanych tajemnicą konfesjonału.
Ostatnia część „Dziennika” to już zapiski czynione na bieżąco w latach 60. Tu z kolei dominują prywatne spostrzeżenia i drobne wydarzenia osobiste, ale i z nich przebijają się prawdy ogólne. W Tygodniu Miłosierdzia warto sięgnąć po tę książkę. Choćby po środkową jej część. Przekonanie, że coś pochodzi od Boga, wcale nie ułatwia życia, nie usuwa barier ani nie sprawia, że wszyscy myślą jak my. Opisana przez Sopoćkę historia kultu Bożego Miłosierdzia doskonale to pokazuje.
Powrót do strony głównej
Podpowiedź:
Możesz usunąć tę informację włączając Plan Premium